niedziela, 26 lutego 2012

Achronologicznie - Markuszów - 3 listopada 2011

Na kirkut w Markuszowie wybierałem się już kilkakrotnie, ale nigdy podróż nie doszła do skutku. Pewnie dlatego, że nie miałem samochodu. Po kupnie auta wszystko wydaje się jakieś bliższe i łatwiej mi się wyrwać z domu. Jadąc do rodziców na Wszystkich Świętych już wyjeżdżając z Lublina zamyśliłem udać się w to miejsce. Dlatego też wstałem wcześnie, by być na miejscu z samego rana. Z domu wyjechałem w okolicach 6-7 rano. Nie miałem pojęcia gdzie jechać poza tym, że widziałem zdjęcia satelitarne Markuszowa i wiedziałem gdzie się na nich znajduje wspomniana nekropolia.

Na miejsce dotarłem bardzo wcześnie i po stwierdzeniu, że jest zbyt mało światła i nie bardzo jest jak dojechać pod sam mur (raczej jego pozostałości) zawróciłem na główną drogę i pojechałem dalej do Radomia, z nadzieją, że podczas powrotu będzie lepsza pogoda i wtedy odwiedzę ponownie Markuszów.

Do Lublina wracałem 3 listopada z myślą, że na 100% muszę się zatrzymać w Markuszowie by odwiedzić kirkut. Znajduje się on kilkaset metrów od głównej drogi, a dojazd bezpośredni jest niemożliwy ze względu na blokadę drogi ustawioną przez właścicieli przyległej posesji. Należy zatem zajechać trochę od tyłu ulicą Łachy i znaleźć przejezdną miedzę, która zawiedzie nas pod sam mur.
copyrights@google.maps, czarna strzałka wskazuje miejsce gdzie znajduje się kirkut w Markuszowie
Z daleka kirkut wygląda jak zaniedbany park, bardzo mocno zarośnięty. Miejsce to jest całkowicie zapomniane i zaniedbane.

Jesień to taka pora roku, która jest idealna do eksploracji takich miejsc, a początek listopada obfitujący w wilgoć, mgły i jeszcze sporą ilość listowia dodaje od siebie niesamowitości. Wchodząc na kirkut poprzez dziurę w murze spłoszyłem spore stado bażantów, przy czym część samic nadal siedziała w zaroślach i przechodząc obok miałem je na wyciągnięcie ręki. W ogóle chodząc po cmentarzu miałem jakieś takie niesamowite wrażenie, z jednej strony totalna cisza przerywana jedynie odgłosem zwierząt, z drugiej obcowanie z pamięcią o przemijaniu.

Mamiya C330 ProS, Kodak Professional Ektar 100
Kirkut był bardzo zarośnięty, przez co miałem wrażenie, jakbym był tu intruzem, a zarośla utrudniając mi drogę broniły dostępu, by nie zdradzić skrywanej tajemnicy.
Mamiya C330 ProS, Kodak Professional Ektar 100
Większość macew jest kompletnie zniszczona. Ząb czasu nie pozostawił po nich wiele, dlatego, że były one betonowe, poza kilkoma wykonanymi najprawdopodobniej z piaskowca, które się zachowały w dobrym stanie. Tylko jedna z betonowych macew jest nienaruszona, a wyrastające zza niej drzewo sprawia niesamowite wrażenie.

Lumix LX3 - tryb slide film
Lumix LX3 - tryb slide film
Yashica 635, Ilford HP5+

Nagrobki rozrzucone są po całym terenie kirkutu, a gruba okrywa liści przykrywa poniektóre. Trzeba mocno się skupić i obserwować by ich nie przeoczyć.
Mamiya C330 ProS, Kodak Professional Ektar 100

Lumix LX3, tryb slide film

Lumix LX3, tryb slide film

Yashica 635, Ilford HP5+
 Po wykonaniu kilku fotografii i niewielkich problemach z określeniem kierunków w przestrzeni, udałem się do auta i powróciłem do Lublina, pamiętając do tej chwili wrażenie jakie zrobił na mnie ten kirkut. Na pewno jeszcze tam powrócę....


niedziela, 19 lutego 2012

Plener na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim

Jak to już mi weszło w krew, nie ma weekendu żebym chociaż w jeden dzień nie wybrał się na wycieczkę fotograjoznawczą. Tak było i tym razem. Wczoraj (znaczy w sobotę), razem z implicite (Jackiem) i m6nj (Marcinem), wybraliśmy się na pojezierze. Miało być nas znacznie więcej (AniaP, sweetek i fiakier), ale naszym przyjaciołom pokrzyżowało coś plany i ostaliśmy się sami. Wsiedliśmy do mojego toczydełka i wyruszyliśmy w stronę Starego Załucza, pomni opowieści Marcina o opuszczonych chałupach i ich obejściach. Spotkaliśmy kilku tubylców, Pana ze schorowanymi nogami (podwieźliśmy go), właściciela WSKi, którą to chcieliśmy samą uwiecznić na kliszy i ciekawego Pana, który wskazał nam drogę nad jezioro Piaseczno (orientacja w terenie zawodzi kiedy wszystko pokryte jest śniegiem). Poniżej trochę dokumentacji fotograficznej poczynionej przeze mnie. Zdjęcia z jasi i mamusi znajdą się na tym blogu jak złożymy z Marcinem D23HAD i wywołamy swoje błony w nim.


Właściciel czarnej WSKi wraz z pojazdem.

Marcin (m6nj)

Marcin (m6nj)

Marcin (m6nj)
Marcin (m6nj)
Trzech odważnych na jeziorze Piaseczno (dosłownie na, pod nami 2m do dna). Od lewej Marcin (m6nj), Jacek (implicite) i Ja (znaczy dzemski)
rowerzyści najeziorni


Poniżej trochę cyfrowo strzelonych faktur z młockarni MZC-4B:






Oczywiście w najbliższym czasie planujemy następne wyprawy, które oczywiście opiszę na tym blogu.