czwartek, 7 października 2021

Ach Biesy moje kochane.... (część 1)

 Z lekkim ;) opóźnieniem, ale w końcu ponownie mogłem pojechać w moje ukochane góry. Piękne połoniny, cudowne lasy, zamglone doliny i wspaniali ludzie. Dopiero od 6 lat jeżdżę w Bieszczady. Można powiedzieć, ze to krótki czas. Jednak miłość do tych gór zrodziła się już wcześniej, a pierwsza w nie wyprawa, pozostawiła część mojego serca w tym "ogonku" Polski. Był to nagły wypad, tylko na 1 noc i wymyślony z dnia na dzień. Na miejscu były roztopy, woda płynęła z gór potokami, a na połoninach zlodzony śnieg był tylko cienką skorupą nad płynącą rzeką. Dobrze, że pojechałem z bieszczadnikiem  Adasiem, bo utknąłbym na połoninie z jedną nogą po pachwinę w dziurze w śniegu, który się pode mną zapadł. Do tego rozwaliłem 8-letnie już wtedy buty f7pro i połamałem statyw do aparatu. No i właśnie, zakochałem się....

Bieszczady najbardziej lubię zimą. Te niby "łatwe" góry latem, zamieniają się w naprawdę ciężkie do przebycia tereny. Mało jest wtedy turystów w samym Parku Narodowym, a to dzięki kompletnemu brakowi stoków narciarskich i innych jarmarcznych turystycznych atrakcji. Jedziesz zimą i wiesz, że spotkasz jedynie podobnych sobie ludzi, kochających to miejsce jak żadne inne na ziemi. 

Jednak tego roku pojechałem latem. Byłem ciekaw jak wyglądają te "moje" góry w tę porę roku. No i nie zawiodłem się. Było pięknie. Trafiłem na cudowną pogodę (poza jednym lekko deszczowym dniem) i wraz z koleżanką przeszliśmy po górach 110 km w 5 dni. Zaczęliśmy od mocnego akcentu, czyli start około 15.00 z Mucznego na Bukowe Berdo, następnie na Tarnicę i z powrotem do Mucznego. Późne wejście jak na połówkę sierpnia, dzięki czemu nie spotkaliśmy na swojej drodze prawie nikogo, a powrót mieliśmy już częściowo po zmierzchu jako ostatni turyści na szlaku. Widoki piękne, a na koniec idący od lewej, jak zasłona, kożuch burzowych chmur z widocznymi rozbłyskami błyskawic. (cdn...)